„Na jednego patomorfologa przypada w Polsce 84 tys. mieszkańców. To rekord Europy, jeśli nie świata” – podkreślał prof. Andrzej Marszałek, prezes Polskiego Towarzystwa Patologów, konsultant krajowy podczas posiedzenia senackiej komisji zdrowia, gdzie omawiano stan polskiej patomorfologii. Dla porównania w Norwegii na jednego lekarza tej specjalności przypada 24 tys. mieszkańców, a europejska średnia wynosi 36 tys.
W dodatku średni wiek patomorfologów to 56 i więcej, a jest ich – według danych Naczelnej Izby Lekarskiej 580, a według spisu ludności – 455. Nic dziwnego, że są przeciążeni. „Standardem w Europie Zachodniej jest to, że jeden patomorfolog wykonuje 4 tys. badań rocznie, a ja znam placówki gdzie lekarz ogląda nawet 200 tys. preparatów” – podkreślał konsultant krajowy. – „To oczywiście musi się odbić na jakości badań”.
Problemem są także tzw. firmy pudełkowe, czyli zewnętrzne, wykonujące badania na zlecenie placówki. „Jeżeli badanie podstawowe i duże badanie materiału pooperacyjnego kosztuje według nich tyle samo, czyli 15 zł, to ja mam wątpliwości co do jakości takich badań” – mówił wprost Marszałek.
Outsourcing badań laboratoryjnych powoduje także wydłużenie czasu oczekiwania na wynik. „Pobrany materiał, np. biopsji, powinien zostać przekazany laboratorium najpóźniej w ciągu 48 godzin. Ale różnie z tym bywa – firma przyjeżdża do szpitala raz, dwa razy w tygodniu” – kontynuował prezes PTP.
Z danych jakie przedstawiał wynika, że średni czas oczekiwania na małe biopsje to maksymalnie 3 dni, ale nie są jednostki którym zajmuje to 60 dni. Znacznie lepsza jest sytuacja w badaniach molekularnych, gdzie maksymalny czas to 35 dni. „Skąd te różnice? Wyjaśnienie jest bardzo proste – badania molekularne mają osobne finansowanie. Dlatego dopóki badania patologiczne jest 'zaszyte” w procedury chirurgiczne to żaden szpital nie jest zainteresowany rzetelnymi i pełnymi wynikami badań” – tłumaczył Marszałek.
Z kolei Halina Kutaj-Wąsikowska, dyrektor Centrum Monitorowania Jakości w Ochronie Zdrowia, przytaczała wyniki badań CMJ, które pokazują, że 10-20% błędów to przypadki opóźnionej, nieudanej i nieprawidłowej diagnozy, a 2-5% dotyczy błędów w patologii, diagnostyce (takie są średnie na świecie). „Ale zdarzają się przypadki, że materiał jest przekazywany w słoikach po majonezie, puszkach po gipsie itp.” – mówiła.
Takim przypadkom ma zapobiec licencjonowanie laboratoriów. W Polskim Towarzystwie Patologów powstała komisja która się tym zajmuje. „Ubieganie się o licencję jest dobrowolne, ale to dobry wstęp przed ubieganiem się o certyfikat” – wyjaśniał prof. Piotr Ziółkowski, przewodniczący tejże komisji. Jak mówił w poprzednich latach tylko 80 pracowni uzyskało taką licencję. PTP planuje stworzyć katalog tych jednostek. Licencja gwarantuje, że będą one wykonywać badania na jednakowym poziomie referencyjności, w sposób powtarzalny i wiarygodny. Licencje przyznawana będą na okres maksymalnie trzech lat i po tym okresie jednostki będą mogły wnioskować o jej przedłużenie. Cała procedura trwa 5-6 tygodni, a koszt uzyskania licencji wynosi 3 tys. zł.
„Oczywiście – jako zarząd PTP – będziemy rekomendować te jednostki, które będą posiadały licencję. Będzie ona również ważnym elementem w późniejszym uzyskiwaniu akredytacji, a następnie kontraktu z Narodowym Funduszem Zdrowia” – podkreśla prof. Piotr Ziółkowski.