Opodatkować hamburgera?

Kolejne kraje decydują się nad opodatkowaniem wysokoprzetworzonej żywności. W Polsce też pojawiają się takie pomysły.

„Należy ograniczyć presję marketingową złęj jakości produktów spożywczych. Tym bardziej, że żywność ta jest najczęściej tania i sięgają po nią ludzie niezamożni. Tymczasem ta zdrowsza jest znacznie droższa. W ten sposób nie uda nam się wypromować zdrowego stylu życia” – mówi wprost dr Małgorzata Gałązka-Sobotka, dyrektor Instytut Zarządzania w Ochronie Zdrowia Uczelni Łazarskiego. – „Pieniądze z tego podatku powinny zasilić budżet na leczenie”.

Takie rozwiązania są już stosowane na świecie. Na przykład Dania i Węgry, wprowadziły podatek od tzw. śmieciowego jedzenia. W Danii obowiązuje pierwszy w świecie podatek uzależniony od „tłustości” jedzenia. Opodatkowany został każdy produkt, który zawiera powyżej 2,3 proc. najgroźniejszych dla zdrowia tłuszczów nasyconych. Rząd duński zastanawia się także nad opodatkowaniem słodyczy.

Z kolei na Węgrzech obowiązuje ustawa zwana potocznie „hamburgerową”, która nakłada podatek na większość „śmieciowego jedzenia” – wszystko, co zawiera określony poziom soli, cukru bądź tłuszczu jest obłożone akcyzą.

Niezdrowe jedzenie opodatkowali także Australijczycy. W ten sposób chcą walczyć z epidemią otyłości. W „Medical Journal of Australia” ukazał się artykuł, który wymienia badania amerykańskie, które pokazały, że po 10-procentowym wzroście cen na słodkie napoje o 8-10 procent spadło ich spożycie. Inne badanie wykazało, że 10 procentowy wzrost cen słonych przekąsek może zmniejszyć ciężar ciała typowego Amerykanina nawet o pół kilograma rocznie. Natomiast 10-procentowa redukcja cen owoców i warzyw, które były finansowane za pomocą dochodów z podatku od junk food, przyczyniała się do wzrostu ich nabycia o 7 i 5,8 procent.

W Polsce dwukrotnie przymierzano się do takiego rozwiązania. Ostatnio raz pod koniec 2017 roku. Podatkiem miałyby być objęte produkty spożywcze, które zawierają duże ilości cukru, soli, szkodliwych tłuszczów. Miałby działać podobnie jak akcyza – podstawą do jej obliczania nie byłaby cena, ale ilość składnika zawartego w danym produktu. Ministerstwo Finansów obliczyło nawet, że jego wprowadzenie przyniosłoby ok. 300 mln zł rocznie do budżetu. Niestety w projekcie ministerstwa nie zapisano, że te pieniądze miałyby zasilić budżet ochrony zdrowia.