Medycyna pracy na nowo. Co chce zmienić ministerstwo zdrowia?

Jeszcze przed wakacjami ma się ukazać nowy projekt rozporządzenia, który pozwoli na odbiurokratyzowanie i obniżenie kosztów dla pracodawców obowiązkowych działań związanych z uzyskiwaniem zaświadczeń o zdolności do pracy. Jak wyliczyła „Rzeczpospolita” dziś pracodawcy wydają rocznie nawet pół miliarda złotych na badania wstępne i okresowe przeszło 11 mln osób na etatach.

Z kolei jak podają Pracodawcy RP w ciągu ostatnich 5 lat wypłaty z tytułu absencji wzrosły z 12 do 16 mld zł, a pracownicy przebywają na zwolnieniach łącznie 220 mln dni. Czy te koszty można zmniejszyć?

Ministerstwo zdrowia pracuje właśnie nad zmianą rozporządzenia dotyczącego medycyny pracy.

„W tym rozporządzeniu jest zapis, że lekarz Podstawowej Opieki Zdrowotnej (POZ) może wystawić zaświadczenie, ale tylko dla tych stanowisk pracy na których nie występują narażeniami. Z kolei jak się spojrzy na wykaz, to okazuje się, że stanowisk bez narażeń właściwie nie ma. Oznacza to więc, że zapis jest martwy i trzeba to zmienić” – tłumaczy Zbigniew Król, wiceminister zdrowia.

Jak wynika z zapowiedzi resortu zdrowia zmiany mają iść w kierunku: wprowadzenia praktyki, w myśl której pracownik nie musi być całkowicie zdrowy, aby otrzymać zaświadczenie o zdolności do pracy. Takie zaświadczenie będzie wydawane w wyniku oceny, czy schorzenia lub niesprawności uniemożliwiają pracę na określonym stanowisku; ograniczenia do minimum liczby stanowisk, w przypadku których wymagane będą dodatkowe badania i konsultacje specjalistyczne, np. okulistyczne. Jednak budzącym największe zastrzeżenia są zapowiedzi, by zaświadczenia o zdolności do pracy wydawał lekarz rodzinny, który opiekuje się pracownikiem i – jak argumentuje ministerstwo i – najlepiej zna jego stan zdrowia (opłata za usługę POZ odbywałaby się na zasadzie refundacji bez konieczności podpisywania umowy przez pracodawcę).

„Czy to oznacza, że w ogóle rezygnujemy z medycyny pracy?” – zastanawia się Anna Rulkiewicz, wiceprezydent Pracodawców RP, prezes grupy Lux Med, prezes Związku Pracodawców Medycyny Prywatnej. -„Nie jestem też entuzjastycznie nastawiona do pomysłu częściowego orzecznictwa, bo jako pracodawca chcę mieć jasność – czy dana osoba może podjąć pracę czy nie? Hasło obniżenia kosztów dla firm brzmi dobrze, ale diabeł jak zwykle tkwi w szczegółach”.

Poza tym, jak podkreśla, problem jest dużo szerszy – rozporządzenie dotyczące medycyny pracy ma 20 lat, a przecież wiele się w ciągu tych lat zmieniło: mamy inną gospodarkę, inne umowy, gdzie umowy o pracę nie są wcale dominujące.

„Stare przepisy oznaczają, że ciągle mamy stare podejście, a przecież środowisko pracy właściwie we wszystkich zawodach się zmieniło, ale nasze przepisy jakby tego „nie zauważyły” – potwierdza prof. Jolanta Walusiak-Skorupa, kierownik Kliniki Chorób Zawodowych i Zdrowia Środowiskowego Instytutu Medycyny Pracy w Łodzi. Prezes Polskiego Towarzystwa Medycyny Pracy, konsultant wojewódzki ds. medycyny pracy.

Jako przykład podaje chociażby wyniki badań Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego z których jasno wynika, że „bez sensu mierzymy poziom cholesterolu dyrektorom, a nie prostym pracownikom, a to właśnie ci ostatni są bardziej narażeni na choroby układu krążenia”.

„Kolejny przykład – przy pracy na wysokości pracownika musi zbadać aż czterech lekarzy. To marnotrawienie pieniędzy i czasu specjalistów” – podkreśla Walusiak-Skorupa. – „Dlatego należy zmienić czynniki narażenia, na nowo ustalić je dla poszczególnych stanowisk pracy. Tymczasem ministerstwo skupia się jedynie na jednym zapisie. A sprawa jest poważna, bo rocznie stwierdzamy 2 tysiące chorób zawodowych. To bardzo mało, bo spora część osób się boi, że takie orzeczenie automatycznie oznacza konieczność zrezygnowania z pracy. Bardzo słabo sobie radzimy z powrotami do pracy po długotrwałych zwolnieniach i to kolejny obszar do działania”.

„Moim zdaniem kluczowa tu jest rola lekarza POZ, bo to on najlepiej zna stan zdrowia pracownika, zna wyniki jego badań, jakie leki przyjmuje, dlatego będzie mógł ocenić czy wybrane stanowisko pracy będzie dla takiej osoby bezpieczne” – odpowiada wiceminister Król. – „To nie oznacza, że chcę deprecjonować medycynę pracy. Ta powinna się skupić na branżach w których czynniki narażenia są największe, jak chociażby w górnictwie czy hutnictwie. A lekarze POZ powinni wydawać zaświadczenia dla pracowników małych sklepów osiedlowych czy zakładów usługowych, bo to znacząco obniży koszty dla tych małych firm”.

Jak dodaje postulaty by medycyna pracy odeszła od orzecznictwa na rzecz szerszych działań profilaktycznych są do rozważenia, ale resort nad takimi rozwiązaniami nie pracuje.