„Jeszcze 10-20 lat temu średni czas przeżycia chorego z nowotworem płuca wynosił 3-6 miesięcy. Dziś w pewnych populacjach chorych, u których możemy zidentyfikować określony cel molekularny i zastosować leczenie, albo u których możemy zastosować leczenie immunologiczne, czas przeżycia liczy się już nie w miesiącach, ale w latach. Mówimy o perspektywie kilku, a nawet kilkunastu lat” – tłumaczy prof. Dariusz M. Kowalski, kierownik Oddziału Zachowawczego Kliniki Nowotworów Płuca i Klatki Piersiowej Centrum Onkologii-Instytutu w Warszawie, prezes Polskiej Grupy Raka Płuca. Właśnie ruszyła kampania „Liczy się czas w raku płuca”, której celem jest pokazanie zmian zachodzących w sposobie leczenia tego nowotworu. Dziś diagnoza „rak płuca” to zupełnie inny scenariusz niż kilka lat temu.
Co roku ponad 21 tys. osób w Polsce dowiaduje się, że ma raka płuca, a ok. 22,5 tys. umiera, co oznacza, że średnio co 20 minut umiera w Polsce jeden chory. Ten nowotwór jest obecnie w Polsce zabójcą nr 1 wśród nowotworów złośliwych, zarówno mężczyzn, jak kobiet. To nowotwór heterogenny, a typ i stopień zaawansowania nowotworu wpływają na wybór metody leczenia. Ok. 20 proc. rozpoznań to rak drobnokomórkowy, 80 proc. – niedrobnokomórkowy, w którym z kolei można wyróżnić typ płaskonabłonkowy, niepłaskonabłonkowy oraz niezidentyfikowany. W typie niepłaskonabłonkowym wyróżnia się podtypy raka gruczołowego, wielkokomórkowego oraz inne.
Nowotwór płuca najczęściej rozwija się przez wiele lat, nie dając objawów. Gdy się pojawiają, choroba zwykle jest już zaawansowana, z przerzutami. Zaledwie u ok. 20 proc. chorych nowotwór płuca diagnozuje się w tak wczesnym stadium, że jest szansa na całkowite wyleczenie (operacja chirurgiczna, zastosowanie leczenia skojarzonego: chemioterapii i radioterapii). Jednak dzięki postępom medycyny możliwości leczenie raka płuca bardzo się zmieniają, a nowe terapie są nadzieją dla chorych. Sposób leczenia zależy nie tylko od zaawansowania nowotworu, ale też od jego typu, podtypu, profilu genetycznego
i molekularnego. Dzięki biologii molekularnej możliwe jest zidentyfikowanie grup chorych, którzy zareagują na określone leki. Stosuje się je, gdy np. u chorego zostanie wykryta mutacja aktywująca w genie EGFR albo rearanżacja w genie ALK. Nawet, gdy pojawia się oporność na stosowane leczenie, można zastosować dziś kolejną linię leczenia.
Grupą leków, która całkowicie zmieniła leczenie części chorych są leki immunologiczne (immunokompetentne).
„Nie jest to leczenie stricte antynowotworowe, tylko leczenie, które odblokowuje układ odpornościowy. Reaktywowany układ odpornościowy sam niszczy komórki nowotworowe” – tłumaczy prof. Kowalski.
„W przypadku leków immunologicznych niszczenie komórek nowotworowych postępuje przez cały czas w trakcie leczenia, jest możliwa nawet całkowita remisja i zniknięcie zmiany nowotworowej. 15-20 proc. pacjentów z zaawansowanym rakiem płuca żyje 5 lat i dłużej, co przed immunoterapią nie było możliwe” – zapewnia prof. Paweł Krawczyk z Katedry i Kliniki Pulmonologii, Onkologii i Alergologii UM w Lublinie.
Nowe leki, które pojawiły się w terapii raka płuca, to prawdziwa rewolucja. Od maja 2018 roku możliwości leczenia w Polsce bardzo się poprawiły, jednak nadal brakuje wszystkich nowych opcji terapeutycznych. „Jeśli chodzi o inhibitory ALK, to mamy dostępny tylko jeden lek pierwszej generacji. Nie ma też żadnych przesłanek merytorycznych, wynikających z obiektywnej wiedzy medycznej, aby leki immunokompetentne nie były stosowane u chorych z niepłaskonabłonkowym rakiem płuca. Nie powinniśmy różnicować chorych na raka płaskonabłonkowego czy niepłaskonabłonkowego: jedni i drudzy w momencie progresji choroby po klasycznej chemii powinni otrzymać leczenie, jeśli mają wskazania” – podkreśla prof. Dariusz M. Kowalski.
Inną sprawą jest brak pieniędzy na rozszerzenie programów lekowych.
„Co z tego, że pojawiły się nowe leki, że w ciągu ostatnich dwóch lat wiele z nich zaczęło być refundowanych, skoro za tym nie poszły żadne dodatkowe pieniądze” – pyta prof. Krawczyk. – „Efekt jest taki, że np. u nas w Lublinie, ale także w 50-60 innych szpitalach w Polsce, skończyły się pieniądze i musimy odsyłać pacjentów do innych ośrodków – tych, co jeszcze pieniądze mają lub tych co nie boją się zadłużać”.
Problemem jest także to, że w Polsce wciąż zbyt długo czeka się na postawienie właściwej diagnozy, na rozpoczęcie leczenia, a także na wdrożenie do terapii nowych opcji.