„Jestem fanem RSS-ów (risk sharing schemes, instrument podziału ryzyka zapisany w ustawie refundacyjnej, polegający na tym, że to producent leku płaci za leki podane chorym ponad limit zakontraktowany przez NFZ – przyp. red.) – wyjaśniał wiceminister zdrowia Maciej Miłkowski podczas sesji „Polityka lekowa w Polsce” w ramach Kongresu Wyzwań Zdrowotnych w Katowicach. – „Dlatego firmy, które zdecydują się na podpisanie RSS mogą liczyć, że ich lek znajdzie się na liście refundacyjnej. Oczywiście jeśli wcześniej uzyska on pozytywną rekomendację AOTMiT i Komisji Ekonomicznej”.
Powoływał się także na raport firmy Iqvia z którego wynika, że w zeszłym roku odnotowaliśmy 14 proc. wzrost nakładów na innowacyjne leki. „Mało który kraj w UE aż tyle przeznacza” – podkreślał.
Dodał, że tylko nieliczne, najbardziej zamożne państwa natychmiast dostosowują się do wszystkich standardów terapii, „nawet niemieckiej czy francuskiej gospodarki nie stać na refundację każdej technologii medycznej od razu po jej wejściu na rynek”.
„Jesteśmy krajem biedniejszym i musimy gospodarować lepiej niż inne państwa, dlatego tak istotna jest rola Komisji Ekonomicznej. Jeśli udaje nam się uzyskać oszczędności na niektórych technologiach, na przykład dzięki lekom biopodobnym, wtedy możemy je przesunąć na sfinansowanie leków, które nie mają żadnych odpowiedników. Wszystkie oszczędności, jakie poczynimy, będą szły na nowe terapie, w tym m.in. na programy lekowe i zwiększenie ich zakresów” – Maciej Miłkowski.
„Jednak RSS, które są proponowane przez Ministerstwo Zdrowia są często nierealizowalne: łamią prawo o zamówieniach publicznych, czy o konkurencji” – odpowiadał Szymon Komorowski, dyrektor konsultingu w Europie Wschodniej Iqvia.