Polska wciąż przeznacza na zdrowie swoich obywateli znacznie mniej środków niż robią to średnio państwa unijne. Rząd w 2017 roku zadeklarował podniesienie publicznych nakładów na ochronę zdrowia do 6% PKB, co ma nastąpić w 2024 roku. Posługując się dostępnymi danymi GUS łatwo wyliczyć, że do osiągnięcia tego poziomu wciąż brakuje niemal 1,5% punktu procentowego. Te niedostatki Polacy zmuszeni są uzupełniać sami. Publiczne dane pokazują, że wydajemy niemal 10 mld rocznie na prywatne świadczenia zdrowotne (bez leków), czyli ponad 0,5% PKB. Można więc powiedzieć, że już dziś Polacy wykładają z własnej kieszeni 1/3 tego, co rząd obiecał dołożyć w ciągu 7 lat.
W Polsce liczba pacjentów, których śmierci moglibyśmy uniknąć dzięki profilaktyce i interwencjom medycznym jest o ponad 1/3 większa niż średnia w Unii Europejskiej. Co roku przedwcześnie umiera 20 tysięcy Polaków.
„To więcej osób niż mieszka w całych Wadowicach”- alarmuje Bogna Cichowska-Duma, Dyrektor Generalny Związku Pracodawców Innowacyjnych Firm Farmaceutycznych Infarma. – „Dodatkowo, po raz pierwszy od wielu lat oczekiwana długość życia zaczęła spadać. Polacy żyją obecnie 3 lata krócej niż średnio żyją mieszkańcy innych krajów europejskich. Obok tych danych nie da się przejść obojętnie”.
Poziom niezaspokojonych potrzeb w zakresie opieki medycznej w Polsce jest wyższy niż w innych krajach Unii Europejskiej. Pacjenci jako główną przyczynę wskazują czas oczekiwania na wizyty u specjalistów. 72% Polaków uważa, że likwidacja kolejek do lekarzy specjalistów oraz do świadczeń zdrowotnych znacznie poprawiłaby sytuację chorych.
Jednocześnie decyzje finansowe rządu nie sprzyjają skróceniu kolejek. Spadają bowiem nakłady na ambulatoryjną opiekę specjalistyczną, w ramach której pacjenci mogą wykonać konkretne badania lub zabiegi np. w poradni specjalistycznej i dzięki temu nie muszą przebywać w szpitalu. W 2018 r. rząd przeznaczył na ambulatoryjna opiekę specjalistyczną niemal o 20% mniej niż rok wcześniej.
Co czwarty pacjent z chorobą przewlekłą nie pracuje zawodowo. Negatywne konsekwencje tej sytuacji ponosi nie tylko system ochrony zdrowia, ale także rynek pracy. Dlatego niepokojących danych w ochronie zdrowia nie można traktować w oderwaniu od kondycji gospodarczej kraju.
Aktywność zawodowa Polaków jest bardzo niska. Niemal połowa Polaków jest bierna zawodowo (nie pracuje i nie jest gotowa do podjęcia aktywności zawodowej). To wszystko sprawia, że ponad połowa pracodawców ma problem ze znalezieniem pracowników. Tym bardziej za alarmujący należy uznać fakt, że w ciągu 5 lat z rynku pracy zniknęło 300 tys. osób.
„Te niepokojące dane z rynku pracy powinny być jasnym sygnałem dla rządu, że należy inwestować w poprawę wskaźników zdrowotnych Polaków. Tylko w ten sposób będziemy w stanie zatrzymać na rynku pracy przynajmniej tę część obywateli, którzy zmuszeni są zrezygnować z pracy ze względu na stan zdrowia. Konieczne jest zapewnienie skutecznego leczenia, które umożliwi pacjentom przewlekle chorym aktywność zawodową” – podkreśla Cichowska-Duma.
Efektywnym sposobem na poprawę wskaźników zdrowotnych polskiego społeczeństwa jest dofinansowanie przez rząd farmakoterapii, co poprawiłoby dostęp chorych do leczenia. Ze względu na wysoką skuteczność leków i jednoczesne znaczące niedofinansowanie tego obszaru (ostatnie miejsce w UE – nieco ponad 550 zł na jednego mieszkańca, podczas gdy średnia dla krajów Europy Środkowo-Wschodniej to 1050 zł) byłaby to inwestycja trzykrotnie bardziej opłacalna, niż inwestycja w inne obszary systemu ochrony zdrowia.
Gdyby Polska przeznaczała na leki tyle co średnio inne kraje europejskie, w 2024 żyłoby w naszym kraju 93 tys. osób więcej niż wskazują aktualne prognozy, co przełożyłoby się na korzyści ekonomiczne dla budżetu państwa na poziomie 35 mld zł.