„Wprowadzamy dziś stan epidemii. To daje nam nowe prerogatywy, ale też nakłada na nas wszystkich nowe obowiązki” – ogłosił Mateusz Morawiecki, premier podczas wieczornej konferencji prasowej.
Jak tłumaczył to oznacza m.in. że lekcje w szkołach zostaną wstrzymane do świąt Wielkiej Nocy.
„Mam nadzieję, że już po Wielkanocy będzie można zmienić tryb życia” – zaznaczał.
To kolejny, po ogłoszeniu tydzień temu (13 marca) stanu zagrożenia epidemicznego, „poziom zabezpieczenia” – według przepisów możliwe są trzy kolejne decyzje krajowe: stan epidemii, który umożliwia wprowadzenie wielu ograniczeń i zakazów; stan wyjątkowy, który przesunie wybory prezydenckie; stan klęski żywiołowej.
Czym się różni stan epidemii od obecnego stanu zagrożenia epidemicznego? Stan epidemii umożliwia ustalenie tzw. strefy zero. To obszar bezpośrednio wokół ogniska wirusa, w stanie epidemii podlegający ścisłym ograniczeniom i kontroli. Strefami zero mogą być miasta lub regiony. W praktyce oznacza to możliwość zamknięcia miast, ustalenia zakaz wyjazdu lub wjazdu.
Dla województwa stan epidemii ogłasza wojewoda, dla większego obszaru minister zdrowia.
Mogą oni ustanowić: ograniczenie określonego sposobu przemieszczania się,
ograniczenie lub zakaz obrotu i używania określonych przedmiotów i produktów spożywczych,
ograniczenie funkcjonowania określonych instytucji lub zakładów pracy,
zakaz organizowania widowisk i innych zgromadzeń,
obowiązkowe zabiegi sanitarne,
nakaz udostępnienia lokali, terenów i dostarczenia środków transportu do działań przeciwepidemicznych,
obowiązek przeprowadzenia szczepień.
Podwyższone zostają także kary za nieprzestrzeganie kwarantanny – z 5 do 30 tys. zł.
„Minister zdrowia na terenie Polski, a wojewodowie na terenie województw będą mogli delegować osoby do pracy przy zwalczaniu skutków epidemii. Ograniczony zostanie transport. Wiemy, że funkcjonowanie w warunkach kwarantanny jest trudny dla nas wszystkich, ale musimy to przetrzymać” – dodawał Łukasz Szumowski, minister zdrowia.
Jak dodawał w ciągu najbliższych dniach, tygodniu-dwóch możemy się spodziewać lawinowego wzrostu zachorowań. „Może być nawet 10 i więcej tysięcy chorych” – nie ukrywał Szumowski.