„Dopiero od niedawna otyłość uznaje się za chorobę. Wcześniej mówiło się, że wystarczy mniej jeść i więcej się ruszać, a nie będzie problemu. Przyczyn otyłości może być wiele; czynniki genetyczne (człowiek może mieć predyspozycję genetyczną do tego, że będzie tył), a może bakterie, które w człowieku żyją…? Uważa się, że mikrobiom, czyli mikroorganizmy danego człowieka mają ogromne znaczenie. W przewodzie pokarnowym pojawiają się bakterie, których na co dzień nie ma, które zaczynają wykorzystywać kawałki niestrawnej przecież celulozy. I jeżeli nawet zalecamy pacjentowi dietę wysokobłonnikową, to te bakterie rozkładają błonnik na kawałki, które człowiek jest w stanie przyswoić w postaci dodatkowej porcji energii, a to oznacza, że zamiast pomagać, dodatkowo takiemu pacjentowi szkodzimy. Kolejny czynnik to nawyki żywieniowe; jemy dużo żywności wysoko przetworzonej i pijemy dużo napojów słodzonych. Wszystko, co ma 10 g cukru na 100 g produktu szkodzi zdrowiu. Należy czytać etykiety” – wyjaśnia prof. dr hab. n. med. Wiesław Tarnowski, kierownik Kliniki Chirurgii Ogólnej, Onkologicznej i Przewodu Pokarmowego, SPSK im. Prof. W. Orłowskiego w Warszawie.
Na świecie już ponad 2 miliardy ludzi cierpi z powodu otyłości. Otyły jest co czwarty Polak. Dziś, tj. 4 marca po raz pierwszy obchodzimy United World Obesity Day (Światowy Dzień Otyłości).
Jak wynika z danych koszty związane z leczeniem nadwagi i otyłości oraz mniejszą produktywnością lub wręcz absencją w pracy u chorych na otyłość sięgają już 3 proc. PKB.
„Otyłość jest chorobą śmiertelną. Nieprawdą jest, że człowiek otyły to taki brat łata, sympatyczny gość. To człowiek śmiertelnie chory, który – jeśli nic z tym nie zrobi – umrze szybciej. Otyłość rzędu BMI>35 skraca życie przynajmniej o 10 lat. Ale jeżeli do tego dołożymy nadciśnienie, ciężką do uregulowania cukrzycę, bezdech senny, zaburzenia w obrębie narządu ruchu, to życie takiego człowieka będzie jeszcze krótsze. Nie znam jednak takiej sytuacji, żeby w akcie zgonu napisano, że pacjent umarł na otyłość. My naprawdę nie rozumiemy, że otyłość jest chorobą śmiertelną. To nie jest zakodowane w naszych głowach. Zakodowane jest, że można umrzeć na zawał serca, z powodu udaru, sepsy, etc. A to wszystko są pochodne otyłości. Cukrzyca typu 2, ta najbardziej popularna, w 99,9 proc. jest związana z otyłością. Jeżeli wyeliminowalibyśmy otyłość, tej cukrzycy najprawdopodobniej by nie było. Jeżeli zoperujemy pacjenta z otyłością, cukrzyca się cofnie. Oczywiście, wszystkie choroby towarzyszące otyłości pociągają za sobą ogromne wydatki. I myślę, że gdyby zebrać to wszystko, byłoby to dużo więcej niż 3 proc. PKB” – wyjaśnia prof. Tarnowski.
Pytany czy o leczenie otyłości, odpowiada: „Jedynym skutecznym sposobem leczenia otyłości przy BMI> 35 przy chorobach towarzyszących takich jak nadciśnienie, cukrzyca, choroby narządu ruchu oraz przy BMI> 40 nawet bez żadnych chorób towarzyszących jest leczenie chirurgiczne. Jeśli zaś chodzi o leczenie zachowawcze, to problem polega na tym, że zdecydowana większość pacjentów, którzy na takie leczenie się decydują, pada ofiarą efektu jo-jo. Tacy pacjenci nie są w stanie długotrwale utrzymać wagi ciała. To dlatego, że mają słabą silną wolę; zaczynają jeść, piją napoje słodzone, a w konsekwencji zaczynają tyć. Schudłeś 20? Utyjesz 22. Im bardziej będziesz się odchudzać, tym więcej później przytyjesz” – nie ukrywa ekspert. – „To dotyczy wszystkich, których leczymy chirurgicznie w SPSK im. Prof. W. Orłowskiego. Ci pacjenci podejmowali najróżniejsze próby; byli na rozmaitych kursach, turnusach odchudzających, stosowali wszystkie diety, jakie tylko mogą przyjść do głowy. Mimo to nie byli sobie w stanie sobie poradzić z problemem i ostatecznie decydują się na leczenie chirurgiczne”.
Jak przypomina jest wiele rodzajów operacji bariatrycznych. Obecnie najbardziej popularną operacją jest rękawowa resekcja żołądka, tzw. sleeve. Operacja polega na laparoskopowym zmniejszeniu żołądka o 4/5 do pojemności 150 ml, czyli ok. połowy szklanki. To oznacza, że pacjent, który niegdyś na obiad zjadał hamburgera i porcję frytek, które popijał napojem słodzonym, po operacji zje dwie frytki i popije je łykiem wody. Zaletą tej operacji jest to, że pozostaje naturalna droga przepływu pokarmu. Druga popularna operacja to tzw. gastric bypass, który polega na tym, że z żołądka wycinamy mały neożołądek, który łączymy z pętlą jelita cienkiego. Zmieniamy przy tym anatomię. Kolejny zabieg to mini gastric bypass. Zaczyna być też wykywany SADI (ang.: single anastomosis duodeno-ileal bypass), czyli wyłączenie dwunastniczo-krętnicze z pojedynczym zespoleniem, ale ta metoda nie ma jeszcze obserwacji długoterminowych odnośnie skuteczności.
Warto pamiętać także o tym, że pacjent bowiem wymaga przygotowania do operacji, i to wielodyscyplinarnego. Chirurg musi pacjenta skonsultować innymi specjalistami: kardiologiem, endokrynologiem, diabetologiem czy dietetykiem. Poza tym pacjenta musi obejrzeć psycholog.
„Część osób z psychologicznego punktu widzenia nie nadaje się bowiem do operacji bariatrycznej. Od razu widać, że nie będą przestrzegać zaleceń. Psycholog może to rozpoznać. Jednym z zaleceń przedoperacyjnych jest to, że pacjent musi samodzielnie schudnąć – od 5 do 10 proc. Najlepiej, żeby to było około 8 proc. wagi. Ma na to mniej więcej pół roku. Jeśli pacjent nie zrealizuje zaleceń przedoperacyjnych, z góry wiadomo, że nie zrealizuje ich również po operacji. Po operacji pacjent pozostaje pod kontrolą ośrodka, który go zoperował. W pierwszym roku po zabiegu chory powinien być kontrolowany przez internistę lub chirurga bariatrę – w zależności od organizacji placówki – przynajmniej raz na trzy miesiące. Poza tym musi być konsultowany przez dietetyka, który już na etapie przedoperacyjnym pomaga mu schudnąć, a potem, po zabiegu dobrać odpowiednią dietę. Nie można pacjenta puścić na żywioł. Interdyscyplinarna, kompleksowana opieka nad pacjentem bariatrycznym odgrywa kluczowe znaczenie” – wyjaśnia Profesor.
Jak dodaje pacjentów, którzy nie stosują się do zaleceń specjalistów jest 15-20 proc.
A ilu Polaków wymaga operacji bariatrycznej? Według jego szacunków około 600 tys. Polaków z BMI>35 ma wskazania do operacji. Od 3 lat te zabiegi są refundowane. Na wizytę kwalifikacyjną czeka się kilka miesięcy, ale są też placówki, w których na taką wizytę czeka się rok. W Polsce jest 10-12 ośrodków, z dużym doświadczeniem w tej dziedzinie (wykonują ponad 100 zabiegów rocznie).
„Otyłości nie można wyleczyć. Człowiek chory na otyłość jest chory do końca życia. Tak samo jest z każdym innym uzależnieniem” – podkreśla na zakończenie Wiesław Tarnowski.
fot.: Iza Szumielewicz