„Główną przeszkodą w rozwoju technik minimalnie inwazyjnych w Polsce są czynniki ekonomiczne. Koszty bezpośrednie, związane z ich stosowaniem teoretycznie są wyższe niż leczenia klasycznego. Niemniej dzięki minimalnie inwazyjnej chirurgii zmniejszamy ból i uraz okołooperacyjny, ryzyko powikłań, w konsekwencji pacjent może szybciej wyjść ze szpitala. Skraca się również okres rehabilitacji i szybszy jest powrót do pełnej sprawności fizycznej i psychicznej. W związku z tym pacjenci, którzy przecież współtworzą PKB szybciej wracają do pracy. Dzięki temu w systemie generowanych jest więcej pieniędzy wykorzystywanych w budżecie państwa, między innymi na finansowanie opieki zdrowotnej. Tak więc niby koszty bezpośrednie wydają się wyższe niż w operacjach klasycznych, ale jeśli weźmie się pod uwagę rachunek ekonomiczny globalnie, to okazuje się, że to się opłaca. Niestety, pod tym względem prowadzona jest w naszym kraju krótkowzroczna polityka finansowania chirurgii” – wyjaśnia prof. dr. hab. n.med. Grzegorz Wallner, konsultant krajowy w dziedzinie chirurgii ogólnej.
„W takich krajach jak Francja, Włochy, Wielka Brytania czy USA większość operacji raka jelita grubego, w tym nowotworów jest już wykonywana technikami minimalnie inwazyjnymi. Problem polega na wczesnym wykrywaniu choroby nowotworowej. Jeśli tego nie poprawimy, to nie dorównamy tym krajom w operacjach minimalnie inwazyjnych w zakresie chirurgicznego leczenia nowotworów. Nie wszystkie nowotwory w wyższych stadiach zaawansowania nadają się do operacji technikami minimalnie inwazyjnymi. W tej chwili mniej więcej połowa oddziałów chirurgicznych w Polsce deklaruje, że wykonuje operacje jelita grubego technikami minimalnie inwazyjnymi. Głównie jednak chodzi tu o zabiegi appendektomii. Natomiast w kontekście dużych zabiegów na jelicie grubym, to myślę, że laparoskopowo operuje już co piąty ośrodek w Polsce. Oczywiście, zawsze może być lepiej. Na wschodnim wybrzeżu USA ponad połowę poważnych zabiegów na jelicie grubym wykonuje się laparoskopowo, w niektórych krajach Unii Europejskiej blisko 80 proc.” – dodaje profesor.
Jak podkreśla powszechne wprowadzanie technik minimalnie inwazyjnych wymaga położenia nacisku na odpowiedni program szkolenia w tym zakresie. „Muszą powstać rozwiązania systemowe. Nie może się to opierać wyłącznie na lekarzach-entuzjastach. Takich programów szkoleń już kilka mamy. Na przykład program Lap-Co Poland w chirurgii laparoskopowej nowotworów jelita grubego, ale to dopiero początek drogi. Próbujemy odwzorować szkolenie w zakresie chirurgii kolorektalnej wg np. modelu brytyjskiego. W rozwiązaniach systemowych bardzo dobrym przykładem szkolenia chirurgów jest system w USA nadzorowany przez towarzystwo naukowe American College of Surgeons. Tak jak uczymy chirurgii klasycznej, tak powinniśmy uczyć chirurgii minimalnie inwazyjnej, z wykorzystaniem elektronarzędzi, szwów mechanicznych, nowych technik obrazowania, technik robotowych, etc. Ale to wszystko wymaga pieniędzy i decyzji administracyjnych odnośnie potrzeby zreformowania systemu szkolenia specjalizacyjnego praktycznie we wszystkich dyscyplinach zabiegowych, w tym oczywiście w chirurgii ogólnej” – tłumaczy.
Specjalista przypomina, że chirurgia laparoskopowa bardzo szybko zdobyła popularność w operacjach pęcherzyka żółciowego, leczeniu przepuklin rozworu przełykowego, chorób nadnerczy, w chirurgii leczenia patologicznej otyłości. Systematycznie rośnie też liczba takich zabiegów w chirurgii wątroby, żołądka i przepuklin brzusznych.
„Na to jak ważny jest aspekt finansowy, wskazuje analiza operacji bariatrycznych w Polsce. W 2018 r roku blisko dwukrotnie zwiększona została refundacja na zabiegi bariatryczne, co natychmiast spowodowało, że zainteresowanie chirurgów leczeniem otyłości istotnie wzrosło. Poziom nowej refundacji na zabiegi bariatryczne aktualnie w całości pokrywa koszty wykonywanych procedur i to stało się bodźcem, że z niecałych 2000 zabiegów bariatrycznych rocznie aktualnie liczba ich wzrosła do blisko 3500. Chociaż potrzeby są nawet 100 razy większe. Bariatrzy mają co robić przez najbliższych 100 lat” – podkreśla Wallner.
Według niego nie odstajemy w umiejętnościach chirurgicznych. „Jeśli chodzi o wyszkolenie teoretyczne, wiedzę merytoryczną lekarzy, to absolutnie reprezentujemy wysoki poziom. Na pewno nie odstajemy, jeśli chodzi o zdolności manualne i stronę mentalną. Miernikiem jest, niestety finansowanie. Jeśli średnia na służbę zdrowia w krajach OECD wynosi 10-11 proc., a w Polsce zaledwie połowę tego, to siłą rzeczy jesteśmy daleko w tyle. Koszty refundacji całej chirurgii w Polsce są na poziomie… wydatków na świadczenia w zakresie stopy cukrzycowej. Nie można żądać identycznych wyników leczenia, porównując potencjał syrenki czy trabanta z mercedesem czy rolls-roycem. Oczywiście, u nas też jest postęp, ale to cały czas jest za mało i za wolno. Nie zmienia to też faktu, że również do polskiej chirurgii z czasem na stałe wkroczą roboty, a laparoskopia będzie coraz szerzej stosowana.
Dla mnie jako konsultanta krajowego niezwykle ważne jest, żeby priorytetem władz stała się edukacja nowych kadr chirurgów. Niestety, na razie tak nie jest. Są poszczególni pasjonaci, ale brakuje nowoczesnych rozwiązań systemowych, nowych form i metod edukacji w zakresie chirurgii, które odpowiadałyby współczesnym standardom nauczania np. w USA. Wielokrotnie sygnalizowałem już ten problem w Ministerstwie Zdrowia. To jest też jeden z czynników, które mogą zwiększyć zainteresowanie absolwentów medycyny, czy rezydentów do wyboru specjalizacji z chirurgii ogólnej” – podsumowuje.
fot.: archiwum prywatne Grzegorza Wallnera