Organizacja opieki nad pacjentem ze stwardnieniem rozsianym została przeprowadzona sprawnie w większości ośrodków neurologicznych w Polsce. To między innymi zasługa szybkich decyzji Ministerstwa Zdrowia i Narodowego Funduszu Zdrowia, i wprowadzenia zarządzeń, które umożliwiają rozliczenie telewizyt, które zostały wprowadzone dla pacjentów z SM.
Stwardnienie rozsiane nie zwiększa ryzyka zakażenia koronawirusem, chyba że pacjenci otrzymują leczenie immunosupresyjne, a więc wpływające na odporność. Aby zmniejszyć ryzyko zakażenia wprowadzono teleporady, podczas których pacjenci mogli przesyłać wyniki badań i otrzymać receptę, a po leki mógł się zgłosić ktoś z rodziny. W przypadku pacjentów, którzy musieli pojawić się w ośrodku, zorganizowano wizyty w taki sposób, aby zminimalizować kontakt między pacjentami.
Początkowo, nie wiedząc, jaka będzie sytuacja epidemiczna, ośrodki wstrzymały włączanie nowych pacjentów do programów lekowych. Teraz to się zmieniło.
„W Zabrzu staramy się nie odraczać wizyt ani badań. Chcemy, aby pacjenci mieli wykonywane badania zgodnie z harmonogramem ze względu na bezpieczeństwo terapii. W ostatnich tygodniach, również włączanie do programów lekowych nowych pacjentów, prowadzimy zgodnie z planem, zarówno w 1., jak i 2. linii leczenia. Należy pamiętać, że chorzy kwalifikujący się do leczenia to grupa pacjentów z aktywną chorobą, mają rzuty i aktywność radiologiczną. Jeżeli nie włączymy leczenia to narazimy pacjenta na progresję niesprawności, która będzie nieodwracalna. Musimy wyważyć ryzyko epidemiczne, ale nie zapominać, że jeżeli nie pomożemy pacjentowi, to za chwilę może on być niesprawny i tego już nie odwrócimy. Bardzo istotną sprawą, zarówno przy włączaniu terapii, jak i przy kolejnych dawkach, jest zachowanie bardzo ostrego reżimu sanitarnego. Wiemy, że epidemia nie minie za miesiąc, będziemy z nią żyli dłuższy czas, więc być może nie będzie lepszego czasu na włączenie terapii” – wyjaśnia dr hab. n. med. Monika Adamczyk-Sowa, prof. SUM kierownik Katedry i Kliniki Neurologii Śląskiego Uniwersytetu Medycznego w Katowicach.
W przypadku pacjentów ze stwardnieniem rozsianym trzeba zwracać szczególną uwagę na objawy choroby. Czasem trudno jest odróżnić zakażenie koronawirusem od rzutu SM.
„COVID-19 to choroba, która oprócz manifestacji typowo oddechowych ma manifestację neurologiczną. Często pierwszymi objawami COVID-u jest zaburzenie węchu, smaku czy zaburzenia czucia, bóle i zawroty głowy, znaczne osłabienie. To typowe objawy neurologiczne. Objawem rzutu SM mogą być różne objawy neurologiczne w tym np. zaburzenia czucia i trzeba wykazać dużą czujność, żeby określić, czy to rzut choroby, czy objaw infekcji COVID-19. W przypadku wystąpienia takich objawów należy pobrać wymaz,
a także wykonać badania neuroobrazowe z rezonansem magnetycznym, żeby stwierdzić, czy są aktywne zmiany typowe dla SM, czy to zakażenie koronawirusem. To bardzo ważne, ponieważ te dwie choroby leczymy zupełnie inaczej. Co więcej, sterydoterapia stosowana w leczeniu rzutu SM może niestety narazić pacjenta na wystąpienie i gorszy przebieg infekcji koronawirusem. Sterydoterapia ma działanie immunosupresyjne, w związku z tym podatność na zakażenie wzrasta. Więc jeżeli niewłaściwie zdiagnozujemy objawy, to możemy pogorszyć sytuację pacjenta” – podkreśla Adamczyk-Sowa.
Wynalezienie skutecznej szczepionki przeciwko koronawirusowi to jeden z priorytetów w walce z COVID-19. Pracuje nad nią wiele laboratoriów na całym świecie. Czy pomoże pacjentom ze stwardnieniem rozsianym?
„Nie do końca jesteśmy w stanie odpowiedzieć na pytanie, czy pacjent z SM odpowie na nią tak samo, jak inny pacjent. Być może nie odpowie w pełny sposób. Stwardnienie rozsiane jest chorobą, w której dochodzi do zaburzenia pewnych mechanizmów immunologicznych. Jeżeli pacjenci stosują terapie immunomodulujące, to większość z tych terapii ingeruje w układ immunologiczny – leki zmniejszają liczbę limfocytów, albo wyłączają ich funkcje. A limfocyty są niezbędne do wytworzenia odporności w wyniku podania szczepionki” – wyjaśnia Monika Adamczyk-Sowa, prof. SUM.
Pierwsze objawy stwardnienia rozsianego pojawiają się najczęściej w 20.-40. roku życia. Rzadko zdarza się początek choroby u osoby poniżej 18. roku życia i powyżej 50. roku życia. Zatem chorują głównie ludzie młodzi. Choroba ta częściej dotyka kobiety – 6 na 10 przypadków. W Polsce na stwardnienie rozsiane choruje ponad 40 tys. pacjentów, a każdego roku diagnozę słyszy prawie 2 000 osób.