W świadomości społecznej kleszczowe zapalenie mózgu jawi się jako choroba leśników lub osób mieszkających nieopodal lasu. Nic bardziej mylnego, na KZM może zachorować każdy, a szansa na zachorowanie wzrasta chociażby wtedy gdy chodzimy na spacery z psem, biegamy lub jesteśmy zapalonymi ogrodnikami. Jeśli jesteśmy narażeni na ukłucie przez kleszcza, to zagraża nam też wirus kleszczowego zapalenia mózgu.
Jak tłumaczy prof. dr hab. med. Joanna Zajkowska z Kliniki Chorób Zakaźnych i Neuroinfekcji, Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego w Białymstoku, wirus kleszczowego zapalenia mózgu jest niebezpieczny dla każdego człowieka, ponieważ może spowodować bardzo poważną chorobę, czyli kleszczowe zapalenie mózgu.
„Choroba może przebiegać łagodnie ale też z zajęciem ośrodkowego układu nerwowego. Jej ciężki przebieg jest szczególnie niebezpieczny dla dzieci, ponieważ ich mózg jest w trakcie rozwijania się, dojrzewania. Nawet jego niewielkie uszkodzenia mogą mieć dla dzieci ogromne konsekwencje w przyszłości. KZM jest też szczególnie groźne dla osób starszych oraz tych z upośledzoną odpornością (leczeni z powodu łuszczycy, reumatoidalnego zapalenia stawów, czy innych chorób z autoagresji). Nie mają one tej obrony organizmu, która pozwala na zatrzymanie replikacji wirusa. Przebieg choroby może być wtedy dramatyczny. Choć trzeba pamiętać, że u młodych, zdrowych ludzi, choroba również potrafi przebiegać z zajęciem ośrodkowego układu nerwowego, z porażeniami i tak naprawdę trudno nam lekarzom powiedzieć, dlaczego tak się dzieje” – tłumaczy prof. Zajkowska.
Jak dodaje, choroba może doprowadzić nawet do śmierci, choć zdarza się to rzadko. „Z powodu KZM umiera ok. 2 proc. chorych. Zwykle są to osoby albo z upośledzoną odpornością, albo obarczone innymi chorobami, lub przyjmujący leki zmniejszające odporność jak chorzy po transplantacjach” – uspokaja ekspertka.
Na KZM nie ma leku. Chorobę może zwalczyć tylko nasz system immunologiczny. Dlatego te osoby, które z jakiegoś powodu mają słabą odporność, są szczególnie narażone na ciężki przebieg, a nawet zgon. Prof. Zajkowska wyjaśnia, że choroba staje się szczególnie niebezpieczna, kiedy przebiega z zajęciem ośrodkowego układu nerwowego, szczególnie takich struktur jak pień mózgu, rdzeń przedłużony. Tutaj może dojść do porażenia ośrodka oddechowego, co może z kolei doprowadzić do śmierci.
KZM oczywiście nie zawsze ma dramatyczny przebieg. Wiele osób przechodzi zakażenie łagodnie. Jednak trzeba pamiętać, że jest to swoista loteria. Nigdy nie możemy być pewni, czy chorobę przejdziemy bez powikłań, czy może to nam przydarzy się zajęcie ośrodkowego układu nerwowego i nie pojawią się porażenia.
Obrazując przebieg zakażenia, jak tłumaczy prof. Zajkowska, najlepiej byłoby gdybyśmy wyobrazili sobie taki trójkąt postawiony podstawą do dołu – taką piramidę. Najczęściej nie dzieje się nic, po wniknięciu wirusa KZM do organizmu – organizm eliminuje go już na samym początku – to ten dół piramidy.
Kolejny 'scenariusz’ zakażenia, piętro wyżej, to tzw. postać grypopodobna, pierwszy etap choroby – wiremia, gorączka, bóle mięśniowe. Często nazywamy to letnią grypą, bo zdarza się latem. I na tym etapie choroba może się zatrzymać. To wszystko dzieje się do 28 dni od ukłucia przez kleszcza.
Natomiast jeśli organizm nie poradzi sobie z tą infekcją wirusową, to po okresie grypopodobnym jest dzień, dwa przerwy (czasami nie ma tej przerwy) i dochodzi do wystąpienia objawów ze strony ośrodkowego układu nerwowego i to kolejne piętro.
„Wtedy najczęściej chorzy mają zapalenie opon mózgowo-rdzeniowych, które objawia się wysoką gorączką, mocnym bólem głowy, nudnościami, wymiotami. Pacjenci trafiają wówczas do szpitala. Jeśli chory ma mniej szczęścia, to dochodzi do zapalenia opon mózgowo-rdzeniowych i mózgu z zajęciem ośrodków w mózgu, czyli z zaburzeniami świadomości. Może też dojść do zapalenia opon mózgowo-rdzeniowych, mózgu i rdzenia kręgowego oraz korzeni nerwowych – w różnych konfiguracjach” – tłumaczy specjalistka.
Te najgroźniejsze powikłania to szczyt wspomnianej piramidy, występują najrzadziej, ale zawsze zostawiają poważne konsekwencje.
Jeśli choroba zakończy się na okresie objawów grypopodobnych, to nie dochodzi do późniejszych powikłań. Wirus nie dociera wtedy do ośrodkowego układu nerwowego, jest eliminowany na obwodzie i nie powoduje trwałych uszkodzeń.
Niestety jeśli dochodzi do zajęcia ośrodkowego układu nerwowego, pojawiają się powikłania, które mogą pozostawić trwałe skutki. Do takich najłagodniejszych powikłań po zapaleniu opon mózgowo-rdzeniowych należą bóle głowy. Może pojawić się też zespół postencefalityczny, czyli zmęczenie, bóle głowy, złe samopoczucie. To powikłanie, który może się dość długo utrzymywać.
„Najczęstszym powikłaniem z kolei zajęcia korzeni nerwowych są porażenia splotu barkowego. Może być to porażenie jednostronne lub obustronne. Objawi się w ten sposób, że chory nie może unosić rąk do góry, czyli jest zachowana ruchomość rąk ale nie można ich unieść. Do tego dochodzi tzw. objaw wiotkiej szyi. Porażenia mogą dotyczyć też kończyn dolnych, nerwów czaszkowych, a także ośrodka oddechowego. Przy tym ostatnim porażeniu, jeśli choremu uda się przeżyć, to będzie potrzebował ciągłego wspomagania oddychania” – wymienia profesor Zajkowska.
Niestety poważne powikłania KZM są nieodwracalne. W przypadku tych wpływających na motorykę, można jedynie usprawniać chorego w ramach rehabilitacji.
„Uszkodzenia motoryczne spowodowane powikłaniami można w pewnym stopniu zniwelować rehabilitacją. Przy kilku cyklach rehabilitacji udaje się poprawić ruchomość kończyn ale nie odzyskuje się pełnej sprawności. Nie da się w ogóle „naprawić” takich uszkodzeń jak zaniki mięśni. Masa mięśniowa nie odbudowuje się, przez co kończyny są słabsze. Nie da się tego wyrehabilitować” – zwraca uwagę specjalistka.
Jednak w Polsce cały czas wiele osób ryzykuje myśląc, że KZM występuje tak rzadko, że na pewno ich nie dotknie. To oczywiście nie jest prawdą. Kleszczowe zapalenie mózgu jest najczęściej raportowaną przyczyną wirusowych neuroinfekcji w Polsce, a i tak wiadomo, że liczba przypadków jest niedoszacowana. Według danych pochodzących z meldunków epidemiologicznych, w większości krajów w bliskim sąsiedztwie z Polską, liczba odnotowanych przypadków KZM rośnie, również w czasie pandemii COVID-19. Widać to w statystykach pochodzących z Niemiec, Czech i Słowacji.
Rekordowy przyrost zanotowano także w Szwajcarii, gdzie potwierdzono 73 proc. więcej przypadków zakażeń KZM niż w 2019 r., jak również w Niemczech gdzie zakażeń było więcej o niemal 60 proc.
„Czesi, Litwa, Łotwa i Estonia mają bardzo dużo rejestrowanych zachorowań na KZM. U nas jest mniej rejestrowanych przypadków, bo ok. 200 – 300 rocznie ale badania pokazują, że ta ilość przypadków w Polsce jest niedoszacowana. Najwięcej rejestruje się na Podlasiu, Lubelszczyźnie i w Małopolsce. Jak poszerzyliśmy badania, to okazało się, że również na Śląsku i w okolicach Wrocławia mamy bardzo dużo przypadków tej choroby. Najwięcej jest jednak na Podlasiu, Mazurach, tam gdzie mamy Puszczę Białowieską, Knyszyńską. Jednak trzeba pamiętać, że w całej Polsce notowane są zachorowania – im bardziej na zachód kraju – tym mniej” – mówi prof. Zajkowska.
Zakażeniem KZM ryzykuje każdy, kto wystawia się na ryzyko pokłucia przez kleszcza. Osoby, które pracują w lasach, zwykle są szczepione przeciwko KZM. Jednak tak samo ryzykowne w tej kwestii jest uprawianie joggingu, chodzenie na grzyby, czy na spacer do lasu, parku. Nie mówiąc już o wakacyjnych wyjazdach na Mazury.
Jedyna skuteczna forma zapobiegania KZM to właśnie szczepienie. To nieprawda, że szczepić powinni się jedynie ci, którzy pracują lub mieszkają w lesie. Jeśli chodzi o szczepienia są, jak tłumaczy prof. Zajkowska, dwie grupy wskazań. Po pierwsze wskazanie ze względu na region zamieszkania, przebywania.
„Mieszkańcy wschodnich województw Polski powinni się zaszczepić, szczególnie ci, którzy mieszkają poza dużymi miastami” – podkreśla specjalistka.
Wskazaniem do szczepienia może być też nasza aktywność. Zaszczepić powinny się osoby, które wychodzą z psem na spacer, biegają po parku, lesie, na łonie natury, grzybiarze, właściciele ogródków – generalnie ci, którzy spędzają czas na łonie natury. Osoby te są bardziej narażone na pokłucie przez kleszcze.
Szczepionka przeciwko KZM to jedna z najlepszych szczepionek, które są na rynku medycznym.
„O tym jak bardzo jest skuteczna, przekonaliśmy się obserwując grupę leśników, którzy są szczepieni od 1993 r.– podkreśla specjalistka I dodaje: – W 1993 r. nastąpiła koincydencja warunków atmosferycznych, które sprzyjały żerowaniu kleszczy. W całej Europie obserwowaliśmy wtedy dużo zakażeń. W moim oddziale leżało tak wielu leśników z KZM, że nawet salę dydaktyczną trzeba było zaadaptować na salę chorych. Od 1993 r. rozpoczęło się systematyczne szczepienie tej grupy zawodowej. Szczepieni są też wojskowi pracujący na granicy, strażacy, pracownicy usług leśnych czy konserwatorzy zieleni. Te osoby nie chorują, nie mają powikłań. Jest to liczna grupa osób. Wśród nich nie spotykamy też poważnych niepożądanych odczynów poszczepiennych” – opisuje prof. Zajkowska.
Oczywiście przeciwko KZM warto szczepić dzieci. Po pierwsze ze względu na to, że KZM może zagrozić ich prawidłowemu rozwojowi, a po drugie dlatego, że ich ruchliwość i ciekawość świata zwyczajnie naraża je na ukłucie kleszcza.
„Najmłodsze dzieci są zwykle pod większą opieką i kontrolą dorosłych i wśród nich notuje się mniej przypadków KZM. Najwięcej dzieci zakaża się w wieku 5-6 lat. Jeśli często wychodzimy z dzieckiem do parku, spędzamy czas na łonie natury, to warto dziecko zaszczepić przeciwko KZM. Ze szczepieniem nie wiąże się żadne ryzyko, a skutków zachorowania nie jesteśmy w stanie przewidzieć, szczególnie tych neurologicznych” – ostrzega prof. Zajkowska.