Problemy wagi ciężkiej – NIK o otyłości i nadwadze

Rok po ogłoszeniu wyników kontroli Najwyższej Izby Kontroli (NIK) dotyczącej dostępu do profilaktyki, diagnostyki i leczenia dzieci i młodzieży z otyłością i nadwagą odbyła się debata „Otyłość dzieci i młodzieży – na progu katastrofy”. Skupiła ona wybitnych ekspertów, profesorów i lekarzy związanych z Instytutem Matki i Dziecka, a także z klinikami w Gdańsku i na Śląsku.

Wyniki kontroli pt. „Dostępność profilaktyki leczenia dla dzieci i młodzieży z zaburzeniami metabolicznymi wynikającymi z otyłości i chorób cywilizacyjnych” przedstawiła Magdalena Gierlak z rzeszowskiej delegatury NIK, koordynator kontroli.

„Polskie dzieci od kilku lat zaliczane są do najszybciej tyjących w Europie” – przekonywała. – „Na podstawie analizy losowo wybranej dokumentacji medycznej ustaliliśmy, że 21,7 proc. dzieci i młodzieży miało nadmierną masę ciała, z czego 14,5 proc. miało nadwagę, a 7,2 proc. chorowało na otyłość”.

Jednym z palących problemów jest ograniczony dostęp do świadczeń medycznych w polskim systemie opieki zdrowotnej. Otyłość nadal jest traktowana przez lekarzy jako defekt natury estetycznej. W związku z tym nie jest diagnozowana, ani leczona. Lekarze podejmują działania dopiero, gdy wystąpią powikłania zdrowotne. A wtedy znów pojawia się problem. Zasoby kadr medycznych są niewystarczające, na wizytę u specjalisty w dziecięcej poradni endokrynologicznej w przypadku stabilnym czas oczekiwania przekraczał rok, a w przypadku pilnym wynosił nawet 5 miesięcy.

Natomiast badania potwierdzają, że 60-80 proc. dzieci z nadmierną masą ciała będzie chora na otyłość w wieku dorosłym. Szacuje się, że w ciągu najbliższych 30 lat Polska z powodu otyłości i chorób związanych z otyłością może stracić ponad 4% PKB.

Profesor Anna Fijałkowska, ekspert grupy Obesity and CVD Światowej Federacji ds. Otyłości i Krajowy Koordynator programu WHO European Childhood Obesity Surveillance Initiative (COSI), powołując się na najnowsze badania, stwierdziła, że mówiąc o otyłości i nadwadze musimy myśleć o różnych kategoriach wiekowych. Częstotliwość występowania otyłości u dzieci w pierwszych latach szkoły podstawowej jest dużo wyższa niż wskazują dane.

„Co piąty ośmiolatek w Polsce jest otyły” – mówiła prof. Anna Fijałkowska, dodając, że częstotliwość występowania nadwagi i otyłości spada z wiekiem, co widać najwyraźniej u młodzieży 15-17 letniej. Wówczas pojawia się inny problem, zwłaszcza u dziewcząt – to jest nieprawidłowe postrzeganie swojego ciała. Ponad połowa z nastolatek uważa, że jest otyła i podejmuje próby odchudzania. – „Największy problem jest zatem z dziećmi pierwszych klas szkoły podstawowej, a często rodzice go nie zauważają lub nie chcą widzieć” – zaznaczyła prof. Anna Fijałkowska.

Wciąż pokutuje powiedzenie, że z otyłości się wyrasta. Są jednak jednoznaczne dane pokazujące, że osoby, które miały nadwagę w wieku dziecięcym, częściej niż ich koledzy, którzy nie byli otyli w dzieciństwie, cierpią na schorzenia układu sercowo-naczyniowego, niedokrwienie i niewydolność serca, udary mózgu, miażdżycę, nowotwory. I to wcale nie są tylko nowotwory układu pokarmowego, ale również inne grupy nowotworów. Poza tym, jak udało się naukowcom wykazać zależność, nadwaga i otyłość powodują choroby układu oddechowego, choroby zwyrodnieniowe stawów, niewydolność nerek. Co więcej, okazuje się, że nadmierna masa ciała jest większym czynnikiem ryzyka infekcji, z którymi zgłaszają się dzieci do pediatrów niż np. palenie tytoniu przez rodziców. A nawet większym czynnikiem ryzyka niż alergia.

„Wiemy z naszych doświadczeń, że większość otyłych dzieci zostaje otyłymi dorosłymi i mają wszystkie powikłania, łącznie ze skróceniem czasu życia, czasem nawet do 12 lat” – mówi prof. SUM Paweł Matusik, Prezes Polskiego Towarzystwa Otyłości Dziecięcej i Kierownik Oddziału Klinicznego Pediatrii, Otyłości Dziecięcej i Chorób Metabolicznych Kości Katedry Pediatrii i Endokrynologii Dziecięcej Śląskiego Uniwersytetu Medycznego. – „W swojej poradni obserwuje sytuację, w której dzieci tylko z otyłością stanowią zaledwie ułamek procenta. Większość z tych otyłych dzieci już choruje na cukrzycę, wątrobę, nadciśnienie tętnicze. A jesteśmy jedynie wierzchołkiem góry lodowej. Skala problemu jest już tak duża, że system leczenia musi być rozszerzony. Podpisuję się za tworzeniem zespołów dyscyplinarnych” – dodaje prof. Matusik.

Bardzo trudną grupą do leczenia, wymagającą ingerencji szerszego zespołu jest grupa pacjentów u których występują różnego rodzaju zaburzenia psychiatryczne, głównie pod postacią depresji.

„Uważam, że leczenie powinno być w dużym stopniu przekazane poza lekarzy, bo tylko zespoły terapeutyczne są w stanie efektywnie i długofalowo pomóc takim pacjentom” – twierdził stanowczo dr hab. n. med. Michał Brzeziński, pediatra i gastrolog dziecięcy, adiunkt w Katedrze Kliniki Pediatrii, Gastroenterologii, Alergologii i Żywienia Dzieci Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego, Sekretarz Polskiego Towarzystwa Otyłości Dziecięcej, członek Zespołu ds. koordynowanej opieki nad pacjentami z rozpoznaną otyłością przy Ministrze Zdrowia.

Wskazał, że otyłość jest chorobą przewlekłą, a są grupy, które twierdzą, że otyłość ma trochę wspólnego z uzależnieniami.

„Nikt z nas nie przestaje leczyć nadciśnienia tętniczego w momencie, kiedy ustabilizuje ciśnienie tętnicze pacjenta. Tak naprawdę to jest wejście w fazę realnej klinicznej remisji i w tej remisji musimy pacjenta podtrzymać, a on musi wytrwać” – podsumował dr Michał Brzeziński.

„Obarczenie lekarza Podstawowej Opieki Zdrowotnej obowiązkiem bycia jednocześnie diagnostą, psychoterapeutą, fizjoterapeutą i dietetykiem to jest absurd. Chyba już nikt nie ma wątpliwości na tej sali, że leczenie otyłości to jest sport drużynowy” – mówiła Małgorzata Wójcik, koordynator w Uniwersyteckim Szpitalu Dziecięcym w Krakowie. – „W moim ośrodku leczenia otyłości mam kilkunastu specjalistów, włącznie z ortopedą, alergologiem, psychologiem, nie wspominając o filarach tego zespołu, czyli dietetykach. I to działa. Część tych pacjentów kończy leczenie w naszym ośrodku po trzech wizytach, bo im więcej nie potrzeba”.

Czy można oszacować konsekwencje ekonomiczne walki z otyłością?

„Uważa się, że leczenie bezpośrednio bądź pośrednio związane z nadwagą i otyłością pochłania jakieś 11-12 procent wydatków systemu ochrony zdrowia, czyli tak jak mamy budżet 160 miliardów złotych, to łatwo obliczyć, że mówimy o 17-18 miliardach złotych” – liczył prof. Marcin Czech, epidemiolog, ekonomista, ekspert w dziedzinie zdrowia publicznego, Prezes Polskiego Towarzystwa Farmakoekonomicznego, wiceminister zdrowia w latach 2017-2019, związany z Instytutem Matki i Dziecka oraz Politechniką Warszawską.

Co ciekawe, zauważył profesor, że według badań międzynarodowych społeczeństwa tracą na walkę z nadwagą i otyłością średnio 3,3 proc. PKB, najwięcej, bo ponad 5 proc. PKB kosztuje Meksyk, najmniej Japończyków. Nie miejmy złudzeń, dynamika wydatków będzie rosła.

Wiceminister Zdrowia Maciej Miłkowski, a jednocześnie ekspert w zakresie zarządzania i ekonomiki technologii medycznych przyznał, że kolejki do specjalistów nie skracają się, a pacjent potrzebuje konsultacji kilkunastu lekarzy, bo cierpi na powikłania w bardzo wielu dziedzinach i właśnie takie zespoły koordynujące powstają. Jednocześnie jest jeszcze dużo do zrobienia w podejściu procesowym do leczenia. Wspomniał o założeniach KOS-BAR, czyli programu kompleksowej opieki medycznej nad pacjentami chorymi na otyłość olbrzymią leczoną chirurgicznie. Będzie on wdrażany w tym roku w ramach pilotażu w kilkunastu ośrodkach koordynujących. Co zaś się tyczy wniosków samej kontroli NIK i zaleceń skierowanych do ministra zdrowia, to część z nich została zrealizowana.

„Jesteśmy teraz na końcowym etapie tworzenia ustawy o innych zawodach medycznych, gdzie wśród wielu zawodów medycznych jest również dietetyk” – dodał wiceminister zdrowia.

Co można zrobić, żeby nie przekroczyć progu katastrofy? Eksperci mówili, że w  zasadzie trzeba zacząć od budowania wiedzy, kompetencji i doświadczeń matki, która ma urodzić dziecko. Kolejne kroki należy skierować do populacji dzieci i młodzieży, po to, żeby uświadomić, nauczyć, żeby dać możliwość budowania doświadczeń. Społeczeństwo nie ma świadomości zachowań prozdrowotnych ani dotyczących diety czy wysiłku fizycznego.

Podczas debaty padały też pytania retoryczne. Co odpowiedziałyby dzieci zapytane o piramidę żywieniową? Dlaczego w sklepikach szkolnych sprzedaje się chipsy i słodkie napoje gazowane? Dlaczego jest tyle zwolnień z lekcji w-f? Eksperci uważają, że do różnych grup wiekowych trzeba docierać inaczej – dla maluchów lekcje w szkole, zabawy i warsztaty, dla nastolatków przekaz powinien iść od ich idoli, celebrytów – artystów, sportowców, podróżników. Należy też wprowadzić edukację aktywną: boiska, baseny, siłownie, lodowiska nie tylko w dużych miastach, ale i małych gminach…

Poza tym, zdaniem ekspertów ważna jest współpraca z Ministerstwem Rolnictwa, które musiałoby również narzucić pewne reguły producentom żywności. Ważniejsze niż zyski producentów żywności i różne marketingowe chmurki na opakowaniach jest zdrowie Polaków. Podobnie jak i współpraca z ministerstwem sportu i ministerstwem edukacji. Niełatwe wyzwania, jednak eksperci byli przekonani, że jeśli im nie sprostamy, to będziemy mieć te wszystkie dramatyczne konsekwencje, o których była tu mowa.