Pod hasłem Płuca po pandemii. Gramy dla dzieci i dorosłych odbywa się tegoroczny, 32. Finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Pozyskane w ten sposób fundusze pozwolą na zakup specjalistycznego sprzętu do diagnozowania dorosłych i dzieci – spirometrów, bronchoskopów, respiratorów czy urządzeń do wspomagania oddechu, wykonywania prób wysiłkowych. O tym, dlaczego płuca po pandemii wymagają szczególnej opieki i jak możemy poprawić ich kondycję z prof. dr. hab. Krzysztofem Kuziemskim z Kliniki Pneumonologii Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego, konsultantem wojewódzkim w dziedzinie chorób płuc rozmawia dr Joanna Śliwińska, rzecznik prasowa Uczelni.
Panie Profesorze, dlaczego płuca po pandemii COVID-19 wymagają tak szczególnej troski i uwagi?
Wirus, który wywołuje chorobę, w pierwszej kolejności atakuje płuca i uszkadza układ odpornościowy. Wirus SARS-CoV-2 powoduje wirusowe zapalenie płuc, uszkadza miąższ płucny i w zależności od chorób współistniejących oraz ogólnego stanu pacjenta różny jest przebieg choroby. Oznacza to, że część pacjentów będzie miała bardzo małe objawy, a część poważne, łącznie z hospitalizacją na oddziale intensywnej terapii, koniecznością intubacji, licznymi ogólnoustrojowymi i w szczególności kardiologicznymi powikłaniami. W konsekwencji może to prowadzić także do śmierci.
A jaką rolę odgrywa wiek? Inaczej COVID-19 wpłynął na stan płuc dorosłych, a inaczej dzieci?
Moim zdaniem wiek ma znaczenie, bowiem inna jest odporność układu immunologicznego u dzieci oraz dorosłych i w wieku starszym. Wpływ na to mogą mieć także choroby współistniejące, których wraz z wiekiem mamy więcej. Jeśli mamy covidowe zapalenie płuc, to płuca „źle oddychają”, serce musi mocniej i z większym obciążeniem pompować krew przez płuca. Ta krew nie jest prawidłowo utlenowana w płucach, ponieważ jest tam rozległe zapalenie. Pogarszają się wszystkie inne choroby współistniejące, co prowadzi do poważnych ogólnoustrojowych powikłań.
W czasie pandemii koordynował Pan pracę oddziałów covidowych w UCK. Gdybyśmy mieli określić skalę, to ilu pacjentów przez cały czas pandemii wymagało hospitalizacji w szpitalu klinicznym GUMed?
W zależności od fazy pandemii oddział był powiększany lub zmniejszany. Maksymalnie mieliśmy około 70 pacjentów hospitalizowanych jednoczasowo i tak naprawdę cały czas nasze łóżka covidowe były zajęte. Co więcej, jako szpital covidowy nie leczyliśmy „czystych” przypadków. Mieliśmy pacjentów, którzy w dużej mierze byli chorymi z innych oddziałów naszego UCK i mieli wyjściowo dużo chorób współistniejących. Byli to m.in. pacjenci z czynną chorobą nowotworową, podczas chemio- i radioterapii, którzy musieli być operowani i po zabiegu – ze względu na to, że rozpoznano COVID-19 – przekazywano ich do nas. To również pacjenci z krwawieniem do przewodu pokarmowego, kardiologiczni, po zawale mięśnia sercowego, z zaostrzeniem niewydolności mięśnia sercowego, ale również chorzy hematologiczni. Na naszym oddziale ten przepływ pacjentów był bardzo duży i śmiem twierdzić, że ciężkość przebiegu COVID-19 u tych pacjentów była bardziej zaawansowana niż w takich „nieskomplikowanych” przypadkach.
Jakie są tego konsekwencje? Czy płuca po przechorowaniu COVID-19 wymagają dalszego monitorowania, przechodzi to w chorobę przewlekłą?
Nie da się jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie, ponieważ w wielu sytuacjach, szczególnie we wczesnej fazie COVID-19, nie mieliśmy wyjściowych badań dotyczących płuc. Przykładowo, pacjent trafiał do szpitala, był hospitalizowany, wówczas wykonywano badanie np. tomograficzne klatki piersiowej. Nie mieliśmy jednak wglądu w to, czy już były zmiany w miąższu płuc przed hospitalizacją, a to jest niezwykle ważne. Mówiąc wprost, po pierwsze, COVID zaostrza przewlekłe choroby układu oddechowego, po drugie, jako choroba zapalna powoduje wysięk w pęcherzykach, stan zapalny, a remisja tej choroby może powodować włóknienie miąższu płucnego. Na wczesnym etapie może ono zostać zahamowane, natomiast dokonane zwłóknienie jest zmianą nieodwracalną. To powoduje, że płuca słabiej oddychają, mają mniejszą wymianę gazową, a u chorego może rozwinąć się niewydolność oddechowa. Mieliśmy takich pacjentów, u których przebieg COVID-19 doprowadził do całkowitego zniszczenia płuc i leczenie zakończyło się przeszczepieniem tego narządu.
Wspomniał Pan, że choroba płuc nie pozostaje bez wpływu na inne organy, w tym serce. Dlaczego?
Jeżeli mamy zmiany w miąższu płuc, prowadzą one do obciążenia serca. A jeżeli obciążamy serce, natychmiast pojawiają się cechy niewydolności krążenia. Możemy powiedzieć, że płuca w COVID jako takie są zniszczone, ale wtórnie do tych zmian postcovidowch może dojść do uwidocznienia się innych schorzeń, w tym kardiologicznych. I jeszcze jedno chciałbym dodać. Ten z Państwa, kto miał COVID-19, wie, czym jest duszność. Wielu pacjentów po przechorowaniu COVID odczuwa lęki i strach przed dusznością. Uczucie duszności pozostaje z nami przez długi czas i wcale nie jest łatwo pozbyć się takiego uczucia duszności, która jest powodowana lękiem, szczególnie u osób, które były w stanie zagrożenia życia.
Czy jest coś, co możemy zrobić sami, żeby poprawić kondycję naszych płuc? Dieta, ćwiczenia mogą okazać się skuteczne?
Jako konsultant wojewódzki i lekarz chorób płuc zawsze zalecam, że jeśli ktoś pali papierosy, to powinien rzucić ten nałóg. To jest prosta droga do eliminacji substancji toksycznych wdychanych do płuc. Drugą ważną rzeczą jest uprawianie sportu. Należy tylko pamiętać, że nie każdy rodzaj aktywności jest dla każdego. Jeżeli chcemy uprawiać bardziej wyczynowy sport, szczególnie po przechorowaniu COVID-19, to przed takim wysiłkiem musimy zostać przebadani przez lekarza. Dla większości z nas spacery, nordic walking, chodzenie po plaży czy lesie to aktywność fizyczna, która jest wskazana i zalecana. Nawet pacjenci, którzy mają choroby przewlekłe i są unieruchomieni w domu, i z tego powodu nie mogą wychodzić na zewnątrz, niezwykle ważne, by chodzili chociaż po domu, żeby układ oddechowy, mięśnie międzyżebrowe i przepona cały czas pracowały. Najgorsza dla płuc jest bezczynność fizyczna.
prof. Krzysztof Kuziemski i Anna Kisielewska-Jessa, koordynatorzy oddziałów COVID UCK, fot. Sylwia Mierzewska/ UCK