Czy onkologia dziecięca wymaga centralizacji?

Co roku na nowotwory zachorowuje w Polsce 1200-1500 dzieci. „Możemy im zaoferować coraz lepsze metody leczenia, ale istotne jest aby nowotwór został wykryty wcześnie i aby jego leczeniem zajął się ośrodek mający duże doświadczenie w leczeniu danego typu nowotworu. Centralizacja leczenia, także w onkologii dziecięcej, może być jedną z opcji dających większą szansę na poprawę wyleczalności jak i jakości życia po zakończeniu leczenia” – mówi w rozmowie z ISBzdrowie prof. Anna Raciborska*

Eksperci alarmują, że rośnie liczba zachorowań na nowotwory – średnio o 20-25 proc. – i że w ciągu najbliższych 10 lat liczba chorych podwoi się, ale tu mówimy o dorosłych. A jak to wygląda w przypadku dzieci i młodzieży?
Tendencja na pewno jest niepokojąca, bo liczba zachorowań nie spada mimo, że rodzi się coraz mniej dzieci. Jednak trudno jednoznacznie to ocenić.
Na pewno dobrą wiadomością jest to, że udaje nam się wyleczyć coraz więcej dzieci.

Czy w tej poprawie wyników leczenia dzieci większą wagę ma chirurgia, farmakologia czy radioterapia?
W przypadku guzów litych zaczęliśmy intensyfikować chemioterapię i to zarówno poprzez dodawania kolejnych leków, ale też i poprzez częstotliwość jej podawania. Było to możliwe dlatego, że rozwój medycyny i technologii pozwala nam opanować skutki uboczne takiego leczenia. Nie mniej istotne jest leczenie lokalne, a więc chirurgia i radioterapia. Tu też nastąpił postęp technologiczny, który umożliwia precyzyjniejsze określenie umiejscowienie guza, jego wielkość itp., zmieniły się też techniki operacyjne. Pamiętajmy, że operacja radykalna onkologicznie istotnie statystycznie zwiększa szanse na wyleczenie w wielu typach nowotworów, a nowoczesna radioterapia obecnie jest dużo bardziej precyzyjna, przez co możliwe jest intensyfikowanie dawki przy redukcji działań niepożądanych. Trzecim elementem jest postęp diagnostyki genetycznej, która pozwala dopasować leczenie do pacjenta.
Te wszystkie elementy przełożyły się na lepsze wyniki kliniczne. Dla przykładu: jak zaczynałam 25 lat temu pracę to mięsak Ewinga był jednym z najgorzej rokujących nowotworów i przeżywalność w postaciach zlokalizowanych była na poziomie 40 proc., czyli 4 pacjentów na 10 przeżywało. Dzisiaj przeżywalność takich pacjentów w naszej klinice wynosi nawet 90 proc., czyli 9 na 10 pacjentów udaje się uratować.
Poprawiły się też rokowania najciężej chorych dzieci – tych u których nie wykryto nowotworu na czas i którzy trafili do nas już z przerzutami. Kiedyś tylko 5-10 proc. z nich udało się wyleczyć, dzisiaj odsetek ten sięga 40-50 proc., czyli co drugi pacjent ma szansę na wyzdrowienie. To ogromny postęp, chociaż wciąż niewystarczający.

A co może poprawić te statystyki?
W każdej dziedzinie medycyny doświadczenie zespołu prowadzącego proces diagnostyczno-terapeutyczny ma kluczowe znaczenie. Często im młodszy i mniejszy pacjent tym to doświadczenie jest ważniejsze, bo i ryzyko powikłań większe. W przypadku chorób ultrarzadkich, do których należy część nowotworów dziecięcych zdobycie takiego doświadczenia w aspekcie i wieku i częstości występowania wymaga szczególnie dużo czasu. Dlatego też coraz częściej dyskutuje się o centralizacji również w onkologii dziecięcej, a niektóre państwa jak np. Holandia zdecydowały się na całkowitą centralizację pediatrycznego leczenia onkologicznego. Samo hasło centralizacja nie jest nowością w Polsce, bo niektóre wysokospecjalistyczne procedury, jak chociażby przeszczepy szpiku, wykonywane są tylko w kilku wybranych ośrodkach. W przypadku guzów kości (około 60 nowych przypadków rocznie u dzieci), które leczone są w naszej Klinice, zaleca się by chirurg wykonywał co najmniej 25 tego typu operacji rocznie. W naszej klinice wykonuje się ok 50 zabiegów rocznie, do tej pory wykonaliśmy ponad 1200 endoprotez, operujemy nawet roczne dzieci.

W przypadku dzieci jakość życia po leczeniu jest szczególna ważna.
Zdecydowanie tak. Dlatego stawiamy na doświadczenie. Jest ono szczególnie ważne w przypadkach chorób ultrarzadkich.

Co w onkologii dziecięcej jest największym wyzwaniem? Rozpoznanie? Często przecież objawy są tak niespecyficzne, że można je przeoczyć…
Niestety tak. I zdarza się, że my lekarze, mamy z tym problem. Nawet w tym miesiącu przyjęłam na oddział pacjentkę, u której mimo niepokojących objawów nikt wcześniej nie pomyślał, że może mieć nowotwór. To duży problem. Szczególnie jeśli chodzi o mięsaki narządów ruchu – dzieci chodzą do lekarzy różnych specjalności przez kilka miesięcy, mówią, że je boli, a nikt nie pomyśli by zlecić im rentgen, ale za to wydaje skierowanie na rehabilitację. Nie doceniamy prostych badań, a w przypadku mięsaków narządu ruchu mają one kluczowe znaczenia dla rozpoznania. Czasami podejmowanie decyzji bez badań może nieść olbrzymie konsekwencje dla pacjenta i doprowadzić nawet do rozsiewu choroby nowotworowej, czy całkowitej niesprawności.
Ciągle za mało wykonujemy badań diagnostycznych i nie dopuszczamy do myślenia, że to może być nowotwór. Im młodsze dziecko tym gorzej to wygląda.

Dziecko też nie zawsze jest w stanie powiedzieć dokładnie co i gdzie go boli…
To prawda. I dlatego istotne jest, aby nie bagatelizować zgłaszanych przez rodziców dolegliwości i z góry nie zakładać, że opiekunowie przesadzają. Często już właściwie zebrany wywiad (np. bóle w nocy) mogą nakierować lekarza na właściwe rozpoznanie. Osobiście uważam, że przewrażliwionych rodziców nie jest aż tak dużo, jak nam się niekiedy wydaje. Często warto ufać temu co mówią.

Rozmawiała Agnieszka Katrynicz

*Prof. dr hab. n. med. Anna Raciborska
Specjalistka pediatrii, onkologii i hematologii dziecięcej. Jest absolwentką II Wydziału Lekarskiego Akademii Medycznej w Warszawie (obecnie Warszawski Uniwersytet Medyczny), a także absolwentką wydziału Rehabilitacji Ruchowej Akademii Wychowania Fizycznego w Warszawie. Laureatka #ShEO Awards 2024 w kategorii „Nadzieja w medycynie”. Od 2003 jest związana z Instytutem Matki i Dziecka w Warszawie, gdzie od 2017 pełni funkcję kierownika Kliniki Onkologii i Chirurgii Onkologicznej, a także członka Rady Naukowej IMiD. Jednym z głównych celów jej pracy zawodowej jest poprawa wyników leczenia pierwotnych nowotworów kości oraz chorób z kręgu histiocytoz. Anna Raciborska jest otwartą i łamiącą stereotypy lekarką, a onkologia dziecięca jest jej pasją. W swojej pracy łączy doświadczenie dynamicznej i rzeczowej specjalistki z empatią kobiety i matki.